Henryk Jedwab

Henryk Jedwab

13 grudnia 1996 r.Ottawa

 

Komandosi 1-szej Samodzielnej Kompanii

„Commando”

(Wspomnienia o Wojtku Szablowskim i innych towarzyszach broni)

 

Wczoraj byłem zaskoczonym telefonem jakby zza świata. Ponad godzinę trwała na telefonie rozmowa o przeszłości, bo przecież Wojtek to i moja przeszłość Jak można nie reagować na głos człowieka który już prawdopodobnie jak i ja należy do historii.

Głos Wojtka przypomniał mi cały okres 1- szej Samodzielnej, od chwili spotkania się w Cupar Fife, do ślubu Myszki, kiedy tak samo niespodziewanie zjawił się Wojtek. Wydaje mi się,że był najbardziej oryginalnym typem w całej naszej małej gromadzie. Wiem że pochodził z Wadowic, jeśli się nie mylę tak samo jak Papież Władek Smrokowski d-ca Samodzielnej, dla mnie bez przesady był najbardziej oryginalnym z tej trojki i osobiście muszę przyznać że jego z tej trójki najbardziej szanuję. W wielu wypadkach historia Wojtka łączy się z moją. On był d-ca czwartej drużyny, podczas gdy ja miałem trzecią. Jego drużyna była chyba najtrudniejsza do dowodzenia, ale Wojtek dawał sobie fenomenalnie radę. Jego zastępcą był nikt inny tylko Janek Jedwab, mój młodszy brat. Wojtek był zabijaką, a Janek artystą, ale jakoś zżyli się z sobą i mieli duży obopólny szacunek do siebie Zresztą ja Wojtka uważałem też za brata jeśli nie rodzonego to takiego, z którym dusze nasze się rozumiały. Wojtek przyszedł z Brygady Podhalańskiej, przeszedł przez Narwik, był szalenie silny przy nie specjalnie wysokim wzroście, z głowa zawsze wciśniętą miedzy ramiona.

Ja go zawsze uważałem za pracownika "umysłowego", bo przy nieporozumieniach brał wszystkich na "główkę”.Wiele wódki żeśmy razem wypili, razem też stworzyliśmy to co było drugim plutonem Samodzielnej, jeszcze jak d-cą tego plutonu był Maciej "Drzewica" Zajączkowski.

D-ca plutonu Maciej sobie z nami dawał radę, ale jak przyszedł Stefan Zalewski to już było dowodzenie przez rozkaz. Nadal jednak pluton był zwartą jednostką bo był d-ca i reszta t.z.n. trzecia i czwarta drużyna.

Szlak bojowy Wojtka to Polska, następnie Francja, gdzie jako kapral bierze udział w kampanii norweskiej, później wraz z resztkami Brygady dostaje się do Anglii, chociaż tą drogę odbywa samotnie przez Pireneje do Barcelony. Tam jeśli się nie mylę dostaje solidne manto i przy najbliższej okazji bierze sleeper z Barcelony do Lizbony, tylko na osiach pod wagonem, będąc odświeżany ciepłym moczem lub oklejany kałem i tak ląduje w Lizbonie, a później przez Gibraltar do Anglii. Spotykamy się w Cupar Fife. Z Cupar cała grupa która ma stworzyć Samodzielną Kompanię „Commando” jedzie do Achneccary, gdzie dokumentnie dają nam w kość tak, że nawet szkołę Podchorążych w Brześciu można by nazwać domem wypoczynkowym. Pamiętam tylko, że ostatnie chyba 15 km po całej nocy w pociągu w pełnym oporządzeniu kazali nam biec, no i większość po drodze pomdlała z wysiłku. Po przejściu pierwszego przeszkolenia w Achneccary i po odsianiu osób,które tego treningu nie mogły przetrwać stworzona była Samodzielna i co ważniejsze 2-gi pluton pod dowództwem Maćka Zajączkowskiego, taternika, profesora, poety, ale po pierwsze bardzo ciepłego człowieka i wyjątkowego kompana. Przyjaźń z Maćkiem była dla mnie długa i dotrwała do Jego śmierci. Muszę przyznać, że w trójkę tzn. z Maćkiem i Wojtkiem lubiliśmy czas wolny spędzać w barze przy dobrym angielskim piwku i jak było przy wiskaczu. Do tej grupy dołączył Adam Bachleda, góral szalenie koleżeński ,mały ale o bardzo dużej sile no i Jimmie Kajzman, ochotnik z Belgii, prawie że nie mówiący po polsku, bardzo dobry żołnierz mocno zbudowany blondas Zasadniczo jedyny który najbardziej był podobny do Żyda to był Curus- Bachleda. W ogóle 2 -gi pluton był powiedziałbym "zażydzony", bo gońcem i strzelcem wyborowym przy Maćku był Leo Licht znowu bardzo ciekawa postać z Sambora jeśli się nie mylę, świetny biegacz na 100 metrów i fantastyczny spryciarz. Reszta plutonu to emigranci z Francji, Uchmanowiczl ”Caballero" z Brazylii. Z "turystów polskich" w plutonie byli jeszcze kpr.pch. Witek Kabaciński, kpr. pch Staszek Palach nowosądeczanin bardzo koleżeński i dobry komandos. Miał parę dobrych akcji. Zginął po przekroczeniu rzeki Musoue w natarciu na Casa Nuove i dalej na Ankonę..

Kpr.pch. Tadek Rozankowski ciekawa postać,j eśli się nie mylę wylądował w Australii po wojnie.

Bogdan Bonczoszek r.k.m-owiec Wojtka, Franio Słysz mój rkm-owiec kapral z Legi Cudzoziemskiej mój ulubiony kompan, miał za sobą już 10 lat Legi jak przyszedł do nas. Franio jak był ranny w rękę nad Garigliano, musiał się odmeldować żeby na własną rękę iść do tyłu, bo jak twierdził nie wierzył łapiduchom którzy mieli odwagę być na wysuniętych punktach. Franio zresztą po wojnie najpierw poszedł do górnictwa, ale skończył na delium tremens w Algierii. Pluton uzupełniali:

st.strz. Władek Albanski, ktory był moim rkm-istą nad Garigliano

st.strz. Bazyli Czubak

st.strz. Fedynant Decker - z Podhalan, zginął nad Garigliano

st.strz. Mieczyslaw Dudycz - z mojej drużyny

st.strz. Zdzislaw Dylinski - znany jako rozmówca z mułem, dzis jest w Polsce.

st.strz. Jan Gendera - górnik z Francji z Wjtka drużyny

st.strz. Jan Kaczmarek - organista z cywila

st.strz. Władysław Korolyk - oryginalny Cygan, obecnie żyjący w Nottingham

st.strz. Ludwik Kowalski - ranny pod Ankona

st.strz. Jan Młynek - najciszej chodzący żołnierz, bardzo dzielny z 4-tej drużyny

st.strz. Stanisław Rowinski - zginął pod Ankona, kiedy pocisk 280mm wybuchł koło mnie i zranił w tym samym czasie Kowalskiego; wydaje mi się, że ten podmuch spowodował moje obecne wyłysienie.

st.strz. Stanislaw Stadnik - saper zginął kiedy wracalismy z patrolu z Maćkiem w czasie burzy śnieżnej pod Pescopenataro, pochowany w Peskopenataro.

st.strz. Antoni Welcer- stracił kciuk pod Monte Cassino odstrzelony od tommy guna.

st.strz. Andrzej Werenicz- ochotnik z Argentyny.

st.strz. Antoni Wojciechowski

strz. Czeslaw Wojciechowski

st.strz. Jan Majchrzak

Jeśli sie nie mylę to z pomocą zapisków mamy teraz cały pluton do którego trzeba dodać tylko nazwisko st.sierż Zygmunta Gradowskiego, którego ja widzę z odległości jako podoficera administracyjnego. Nie byłem z nim na żadnym Patrolu. Jeśli się nie mylę to był rannym w czasie ataku na Monte Cassino na Widmie.

 

 

Początek strony